W każdym razie. Projekt mój jest o tyle fajny, że sprawia, że uczę się nowych rzeczy. Obecnie w pracy natomiast robimy takie pierdoły, że mózg paruje na samą myśl, dlaczego nam karzą to robić. Przeciętny student pierwszego roku informatyki poradziłby sobie z tym i byłby wdzięczny za 1/10 stawki jaką my dostajemy. No ale co? Mamy powiedzieć, że tego nie zrobimy? Płacą, to ich sprawa, że nie potrafią zareagować na nasze teksty, że to bez sensu... no ale ktoś z góry chce zobaczyć, czy to ma szanse działać (nie ma), no to robimy (tzn. inni robią, bo ja głównie udaje). Eh, korporacja :)
Codziennie rano jak przychodzę do pracy mam taki zwyczaj. Kawa, 10 minutowa prasówka, a potem? Na 2-3 godziny siadam do swojego projektu. Wówczas pierdoli mnie to, że jestem w pracy. Mój PM i tak nie jest w stanie rozróżnić tego czym się zajmuję. Mam włączoną konsolę, napierdalam w vimie, to myśli, że magia się dzieje. Owszem, dzieje sie, ale nie w tym projekcie co by chciał. W tamtym to i prawdziwa magia nie pomoże.
Zaczynam się zastanawiać ile osób tak robi? Czy rozwijanie swoich małych projektów w pracy jest takim rzadkim zjawiskiem? Zwiariowałbym chyba, gdybym miał zajmować się tylko tym co mi karzą. Ileż można? Przecież z tego nic nowego nauczyć się nie można... a potem w pewnym momencie kazali by zmienić projekt i co? Myślą, że jak przez 2 lata nie używało się mózgu w projekcie, to można się tak nagle przestawić?
Na pewno robię przysługę sobie. Dbam o swój osobisty rozwój. Oczywiście prawodłowo powinienem odejść z tej firmy a nie wyprawiać takie szopki... tylko, że wtedy nie miałbym czasu na pracę nad własnymi projekcikami ;)