poniedziałek, 31 października 2011

Zmęczony programista... korporacyjnie i małżeńsko

Oficjalnie przecież nie mogę narzekać... przecież mam "dobrą" pracę... być może są nawet ludzie, którzy mi zazdroszczą(?).

Ja jednak jestem zmęczony, programowanie nie daje mi już takiej frajdy jak jeszcze pół roku temu, gdy pracowałem nad innym projektem.

Codziennie wychodzę z pracy z nadzieją, że w domu będę miał trochę czasu posiedzieć nad jakimś swoim projektem. Lubię tą myśl... że będę mógł pokodzić sobie coś swojego, według mojego "widzimisie", a nie coś co jakiś klient sobie zamówił co i tak kurwa jest bez sensu.... i nie ważne że wszyscy o tym wiedzą. Klient płaci, to firma zrobi! Ehhh....

A w domu? Miłe klepanie kodu? Oj nie... Obowiązki! Małżeństwo to śmierć wielka próba dla każdego programisty. Siedzenie do 02:00 już nigdy nie będzie rutyną, lecz raczej wyzwaniem. Co można zrobić pomiędzy 19 a 23? NIC!

Samotny nocny koder zrobi sobie w najlepszym przypadku kilka "kanapek", nie brudząc nie potrzebnie talerza (weźmie ten, który sprawdza się od tygodnia). Gorącą herbatę zastąpi byle jakim sokiem z kartonu. Nie będzie się trudził nawet tym, by nalać sobie go do szklanki... przecież jak siądzie do komputera, to nie będzie wstawał znowu do lodówki... weźmie cały kartonik ze sobą.

Samotny koder oczywiście kolacje zje przed monitorem. Jest to jeden z tych momentów w których moje sumienie zawsze pozwalało mi na beztroskie opierdalanie i przeglądanie całego syfu internetowego. Czy to dobrze? Tak! Bo jeżeli opierdalam się podczas jedzenia, to nie będę czuł tego wewnętrznego głupawkowego internetowego głodu, kiedy będę miał programować!

A jak to wygląda z perspektywy programisty - męża? Kolacja jakże inna... przyjemniejsza. Wszystkie tależe czyste. Herbata gorąca i czekająca już na spożycie. Kolacja spożywana nie przed monitorem lecz w kuchni przy stole. A podczas spożywania pokarmu człowiek robi co? Synchronizuje z drugą osobą informacje na temat wydarzeń i przeżyć z konkretneto dnia. No fajnie, tylko że to nie jest programowanie!!!

Ktoś czytając ten blog mógłby pomyśleć, że jestem nieszczęśliwym mężem i jakże by sie zdziwił! Po prostu moje marzenia na temat bycia idealnym programistą i choćby dobrym mężem czasami stoją ze sobą w sprzeczności. Wszystko już nie jest takie łatwe jak być powinno.

Kiedyś bardzo często zdarzało mi się programować..... z nudów. Teraz bym mógł sobie napisać kawałek programu, potrzebuję ustawić sobie cały dzień pod ten moment. Muszę poinformować swoją małżonkę, że wieczorem nie powinna na mnie liczyć i muszę się modlić, by tego dnia nikt z mojej (jak na programiste zdecydowanie za dużej) rodzinki do mnie nie zadzwonił z pretensjami, że się nie odzywam, że mam wszystkich w dupie, że nawet nie daje znać, że żyję....